Niedziela, na zegarku 6:27, kładziesz się spać po ciężkim melanżu. W ogóle weekend był ciężki, dlatego całą Bożą niedzielę zamierzasz przespać. I z taką nadzieją zasypiasz.
8:19. Słyszysz łomot. Jakby terroryści przenieśli się z Francji do mieszkania nad Tobą. Twoje plany właśnie się posypały jak WTC w 2001. Nie, spokojnie, terroryści jeszcze nie atakują. To tylko sąsiedzi...
Czasami masz ochotę powystrzelać ich wszystkich. Zastanawiasz się, co za idiota zatwierdził ustawę pozwalającą na posiadanie zjawiska zwanego sąsiad. W Twojej wyszukiwarce internetowej 3/4 historii to Jak pozbyć się sąsiadów?, Morderstwo doskonałe, Zabić i nie pójść siedzieć, Co grozi za strzelanie bez pozwolenia na broń? oraz Rośliny trujące. Twoim największym marzeniem jest przeprowadzka na jakieś zadupie zabite dechami i uwolnienie się od ludzi. Wiecznie hałasujących. Wiecznie przeszkadzających. Wiecznie uprzykrzających życie. Ale... czy na pewno ludzie za ścianą są takim złem koniecznym?
Wyobraź sobie, że robisz małą domówkę i musisz czymś gości nakarmić. SPAGHETTI! - wpadasz na genialny plan, który nie może się nie powieść. Wstawiasz makaron i wracasz do znajomych. Gadacie. Śmiejecie się. Żartujecie sobie w najlepsze. Mija 15 minut... 20... pół godziny. Coś zaczyna śmierdzieć. Eee, to pewnie tylko świeczka. Bawicie się dalej. Po godzinie w mieszkaniu robi się szaro. Wszędzie dym. Zaczynacie się dusić. Ktoś biegnie do kuchni i krzyczy, że pali się garnek. Wszyscy biegniecie, ale jest juz za późno, bo firanka w kuchni zaczęła się palić. Dymu coraz więcej, ktoś nie może złapać powietrza, telefony walają się gdzieś po mieszkaniu, ale w tej osłonie dymnej nic nie widać. Koniec, myślisz sobie. W najlepszym wypadku się spalicie. W najgorszym, mieszkanie pójdzie z dymem, a Ty umrzesz śmiercią tragiczną z rąk własnych rodzicieli. Przecież miało być grzecznie i spokojnie...
I kiedy zaczynasz już w myślach spisywać testament, słyszysz dobiegające z oddali wycie strażackich syren. Jesteś prawie pewien, że to Twój mózg jest już tak niedotleniony, że wysyła Ci omamy słuchowe. I nagle do mieszkania wkraczają z sikawkami panowie w mundurach. To nie mózg Cie oszukał. To właśnie sąsiedzi uratowali Ci życie, dzwoniąc na 997, kiedy Ty wpadłeś w panikę.
Okazuje się, że nie zawsze osoba za ścianą czy nad sufitem musi być Twoim największym wrogiem. Dobra, ja wiem, też mam sąsiadów. Też przez 90% czasu mam ich dość. Też hałasują, remontują, dzieciaki się drą, psy szczekają, a starsi panowie chrapią głośniej niż młot pneumatyczny. Ale nadal zostaje 10%. I tu pojawiają się fajni znajomi, do których zawsze można wpaść i się pośmiać. I jest tu sąsiadka, która pożyczy odkurzacz, kiedy w Twoim właśnie skończyły się czyste worki, a mieszkanie po imprezie wygląda, jakby przeszło przez nie tornado i tsunami. I znajdzie się też miejsce dla kawalera w średnim wieku, który wezwie pomoc, gdy stanie się coś naprawdę złego. Sąsiedzi mogą być fajni.
Dlatego następnym razem, gdy będziesz obmyślał idealny plan wysłania sąsiadów w kosmos, weź 10 głębokich oddechów i pomyśl, że oni kiedyś mogą uratować Ci życie. I zastanów się - czy naprawdę chciałbyś mieszkać sam, na odludziu, w miejscu, w którym nie ma do kogo ryja otworzyć, gdzie w razie problemów, jesteś skazany sam na siebie?
Sąsiedzi Cię uratowali? Nieźle...
OdpowiedzUsuń997 jest na policję.
Fuck! A jak to pisałam, to myślałam, że zaraz muszę się zastanowić czy aby na pewno dobry numer piszę... Trzeba było napisać 112 :D
UsuńNie no, nie do końca mnie uratowali, bo ja się nie paliłam, to nie jest w 100% prawdziwa historia - napisałam "wyobraź sobie" :D Ale za każdym razem, gdy jakiś obiad porządnie się przypala, przybiegają do mnie sąsiedzi i pytają, czy wszystko okej :)
Trzeba było :D. Jacy troskliwi... :o
UsuńMi tam w bloku sąsiedzi nie przeszkadzali haha..Myślę że to w sumie tylko takie gadanie, a i tak większość chciałaby mieć sąsiadów i po pewnym czasie odczuwaliby ich brak :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :) KLIK
No na Sucharskiego wszyscy sąsiedzi byli najlepsi :D
UsuńMoi sąsiedzi są w porządku, zwłaszcza w kwestii głośnej muzyki xD Ani razu nie zgłaszali pretensji, choć parokrotnie mieli pełne prawo. Nie przyjaźnimy się, ale o wojnie też nie ma mowy. Stosunki poprawne, z pożaru by pewnie uratowali... chociaż może nie, w ranach zemsty za doznania słuchowe :P
OdpowiedzUsuńnie wiem, ja za ścianą mam rodzinkę z malutkim dzieckiem, które płacze. najchętniej i najgłośniej w nocy. nie polecam (:
OdpowiedzUsuńSą plusy i minusy wszystkiego :) wiadomo, sąsiedzi nierzadko denerwują i uprzykrzają życie. Ja osobiście mam fajnych sąsiadów. Po lewej mieszka starsze małżeństwo, których wnuczka z ameryki (w moim wieku) przysyła mi rożne rzeczy, po prawej świadkowie jehowi... mieszkają blisko, więc przynajmniej nie nachodzą mnie w domu :D Na przeciwko bardzo fajna młoda rodzina, z którą można poimprezować! A tylko z tyłu za płotem mieszka kobieta rozwódka, której w życiu nie wyszło i lubi truć sąsiadom głowę i straszyć policją... :D Nie jest źle ;)
OdpowiedzUsuń