środa, 29 lipca 2015

Skargi i zażalenia

Zapytajcie jakiejkolwiek starszej pani (starszej - powiedzmy takie +70,  gromadka wnuków, słysząca bardzo dobrze, ale wszyscy wokół seplenią; specjalność - bieg po trupach do wolnego siedzenia w autobusie) jak się czuje:
Aaa, tu mnie coś kolano ostatnio boli, zawiało mnie gdzieś chyba, bo kataru jakiegoś dostałam. A w ogóle to coraz mniej siły ostatnio mam, nie chce mi się już tak za tymi dzieciakami biegać, starzeję się...

Zapytajcie mnie:
Dobrze. 



Wyobraźcie sobie - Polak, willa z dwoma basenami i jacuzzi, z podziemnym garażem, w którym parkuje ferrari, porsche i dwie BeeMki. Żona piękna, dzieci porządne, praca na wysokim stanowisku. Słowem - człowiek spełniony, szczęśliwy. Wpadasz na niego podczas niedzielnych zakupów, zagadujesz co słychać, jak szanowny Kowalski żyje: 
A panie, daj pan spokój. Ostatnio zarobki jakieś mniejsze, samochody palą jak smoki, a żona wczoraj zrobiła za słoną zupę!

Teraz wyobraźcie sobie Amerykanina, który właśnie miał wypadek. Auto skasowane, on cały w gipsie, ledwo się rusza, ledwo mówi. Zapytacie jak się czuje:
I'm fine!
I pokaże okejkę.

Tak tak, wiem. Myślę stereotypowo, Wy tacy nie jesteście, Wy jesteście inni, a ja pakuję wszystkich do jednej szufladki. Oczywiście. No ale poza Wami, są inni. Ci, których niebezpodstawnie pakuję do tej szufladki. Miejcie to na uwadze podczas czytania.

Nigdy nie lubiłam się nad sobą roztkliwiać. Przez krótki czas, mając dość ciągłego ciśnięcia mnie, bo "ledwo oddycha, ma gorączkę, ale przecież ona się dobrze czuje!" i "no weź coś więcej powiedz, Ty to nigdy nic nie mówisz, tylko to swoje 'dobrze'!", zaczęłam trochę dokładniej mówić/pisać co i jak, i co dostałam w zamian? "Ooo, biedulka!". I tak skończyła się moja przygoda z gadaniem ludziom jak się czuję.

Dobrze.

Albo kiepsko, jeśli już naprawdę jestem bliska przekroczenia cudownej granicy zwanej "di end of de lajf".

Dlaczego? Bo ubzdurałam sobie kiedyś w tym moim małym łepku, że ludzi to nie obchodzi. I tak zazwyczaj jest. Już o tym pisałam. Pytanie o nasze samopoczucie jest tylko wstępem do własnych żali. To po co ja mam się produkować? Ze swoimi żalami pójdę tam, gdzie mam pewność, że zostaną wysłuchane od A do Żet.

Po co Wam to narzekanie? Co Wam to da? Wiadomo, że każdy miewa chwile słabości - nawet ja! Ale bez przesady, codzienne narzekanie na wszystko, czego tylko dusza w piekle jęcząca zapragnie nie ma żadnego sensu. Czy kiedykolwiek komukolwiek zmieniło się życie na lepsze od zrzędzenia?

No chyba nie.
Chociaż może da satysfakcję. Innym. Że oni mają źle, ale w zasadzie to ten Kowalski rzeczywiście ma gorzej. Co z tego, że ma tę willę, a ja się kiszę z tą starą jędzą kochaną żoną i wstrętnymi dzieciakami na 40 metrach kwadratowych. I co z tego, że ta jędza żona ma małe cycki i rozstępy na udach. Przynajmniej nie przesoliła zupy!
Jeśli lubicie sprawiać innym przyjemność, to miłego użalania się nad swoim życiem. Ja wybiorę wolontariat. Tak też mogę pomóc, a przy okazji sobie nie zaszkodzę.


PS Niestety nie jestem posiadaczką jakiegoś cudownego talentu do rysowania, jak Bóg rozdawał tę umiejętność, to ja stałam w kolejce po sarkazm, także proszę o wyrozumiałość!

1 komentarz: