poniedziałek, 28 września 2015

Zazdrość, zazdrość wszędzie

Przemiła starsza pani ze szpitala, którą czasami miało się ochotę po prostu przytulić, potrafiła też pokazać różki. Na przykład, kiedy robiła wielką aferę, tragedię i dramat, bo odsłaniałyśmy się od niej, rzekomo się jej bojąc, a tak naprawdę chowając się przez bakteriami, które rozpluwała na prawo i lewo podczas kaszlu. Albo kiedy nawrzeszczała na pielęgniarki za to, że zrobił się jej siniak pod opaską z danymi. Albo kiedy kipiała zazdrością, że ktoś inny (ja) wychodzi ze szpitala wcześniej niż ona...



Zazdrość. Z zazdrosnymi osobami mamy do czynienia w zasadzie cały czas. Pani, która notabene źle mi życzyła i, gdyby potrafiła, rzuciłaby na mnie klątwę. Dziewczyna kolegi, która widzi we mnie konkurencję i za wszelką cenę, na wszystkie możliwe sposoby odseparowuje go od jakichkolwiek kontaktów ze mną. Chłopak, który czerwienieje, zielenieje, a następnie fioletowieje na myśl, że poznam chłopaka przyjaciółki. Koleżanka, która wyzywa od kujonów, bo zazdrości dobrych ocen. I po co Wam to? (Tu wstawiłabym buźkę płaczącą ze śmiechu, gdyby nie to, że jestem poważną Blogerką, przez wielkie Be i prowadzę poważnego Bloga. Przez wielkie Be. No sarcasm).

Ludzie mówią, że odrobina zazdrości jest potrzebna, przynajmniej w związku. Że niby tak pokazujesz, że Ci zależy. A ja się nie zgadzam. Jeśli ufasz partnerowi, ale tak naprawdę, bezgranicznie - oczywiście, jeśli jest godny tego zaufania, a nie zdradza na prawo i lewo, a potem ze łzami w oczach błaga zaufaj mi - to chyba jest najlepszym wyrazem miłości. No bo czemu miarą udanego związku ma być to, czy ktoś robi afery o późniejsze powroty z pracy albo o spotkania biznesowe z płcią przeciwną? Tak, bo przecież to zawsze musi być jednoznaczne. Czegoś nie powiedział? Zdradza! Jeśli też macie taki pogląd na temat związków, to ciężko Wam się może żyć.

Zazdrość to jednak nie tylko związek. To, tak jak wymieniłam dwa akapity wyżej, też znajomi, obcy ludzie, osoby, które zazdroszczą, bo sami czegoś nie mają, albo czują się po prostu gorsi. Ona jest szczuplejsza i zgrabniejsza, więc logiczne, że jedyne, co mogę zrobić, to ciskać pioruny w jej stronę, obrażać ją i nastawiać innych przeciwko niej, ze złości jedząc przy tym trzeciego pączka (ale popijając colą light!). Że dieta? Że mam się wziąć za siebie, żeby jej dorównać? Zgłupiałeś Czytelniku?! Niee, lepiej zazdrościć, nic przy tym nie robiąc. Dobrze myślę, nie? ... NIE?!

Jest też ta trzecia zazdrość. Ta pani ze szpitala, która miała wyjść wcześniej, a wychodzi później. Zazdrości czegoś, na co nie ma wpływu. To jest chyba najgłupszy rodzaj zazdrości, jaki może być. Bo tu już nie chodzi o zaufanie, czy jego brak. O zmienianie czegoś, albo siedzenie bezczynnie na tyłku. Tu się nie da nic zdziałać, siły wyższe postanowiły zrobić psikusa i choćby babcia sprawiła, że zostanę jeszcze miesiąc dłużej, to ona sama i tak dalej będzie w tym szpitalu gniła. Więc po co to? Po co psuć sobie nerwy? Dla satysfakcji? Jedząc czekoladę też można sobie podnieść poziom endorfin.

Zazdrość jest bez sensu. Nawet w najmniejszym stopniu. Będąc o coś zazdrosnym, nie dostaniesz tego. Zazdrość to, niestety, nie jest złoty środek, lek na wszelkie bóle i niedogodności. Wręcz przeciwnie. To choroba, to mały robak, który zamieszkał w naszym wnętrzu i z dnia na dzień robi nam spustoszenie. Zżera nas od środka. A Ty, za każdym razem, kiedy patrzysz na sąsiadkę, która ma droższe buty od Ciebie i życzysz jej śmierci, albo co gorsza, żeby złamał jej się obcas, dokarmiasz to żyjątko. Karmisz i karmisz, aż staje się większe od Ciebie i kieruje Twoim życiem. I nie masz już wolnej woli, bo robaczek o imieniu Zazdrość, przejął nad Tobą kontrolę.

A teraz przyznam Wam się do czegoś, cobyście nie myśleli, że jestem alienem, zmutowanym obcym, który przyszedł na Ziemię, żeby nawracać, a sam nic nie rozumie. Jest coś, o co i ja jestem cholernie zazdrosna, mimo że z tym walczę. Szlag mnie trafia, kiedy widzę faceta w rurkach bardziej opiętych, niż moje nogi w leginsach!

To jak, co nam ta zazdrość daje? Bo mi chyba niewiele, dlatego przytyję i panom w rurkach zrobi się łyso!

8 komentarzy:

  1. Zazdrość... "Moje życie jest do dupy, ale ulżę sobie mieszając innych z błotem".
    Rurki to tylko termokurczliwe - do izolowania kabli, nie noszenia. Każdy, kto je nosi, mimochodem traci na męskości przez gotowanie jajek (tak, to jest możliwe!).

    OdpowiedzUsuń
  2. No ten trzeci rodzaj zazdrości to w ogóle nie powinien istnieć, to jest kompletny bezsens.... (Tu też wstawiam tą minkę o której napisałaś)
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Walczę z zazdrością szczególnie w jednym zakresie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, trza demona zabić. A ten rodzaj o nowy samochód itd - kwintesencja polaczka. Mam to na co dzień wśród mieszkańców osiedla dumnie aspirujących do światowej klasy średniej. Przykro patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ten rodzaj o nowy samochód mieści się w tym "co mogę zrobić, żeby to zmienić". Tylko kto w ogóle tak myśli?
      Dokładnie, mój demon też niestety jeszcze siedzi, ale powoli do wysiedlam :D

      Usuń
  4. Dzień dobry. :P
    Okej. Świat jest zły i niedobry. Na szczęście istnieją ludzie lepsi, gorsi i bilansuje się to na tyle, że i ci na górze, i ci na dole mają ręce pełne roboty. Dobrze prawisz (polewamy tej pani), ale...
    Zazdrość w związku jest dobra. I mówię to z perspektywy 4,5 roku bycia z facetem. Ale co i jak, od początku.

    Nie mówię o zazdrości fanatycznej, bo to zawsze jest chore, nieważne czego miałaby dotyczyć. Ale doświadczenie mówi mi tak.
    Jesteśmy w innych miastach. Ja wychodzę na spacer, o zgrozo, zdarza mi się przejść z kolegami (o ja niedobra, a fe!). Taki żarcik, a teraz na poważnie. Wracam do domu, dzwonię do Lubego
    "-cześć Kochanie, byłam na spacerze z Adasiem*
    -Adaasiem?
    -Tak, Adasiem.
    -Żebym ja nie wyszedł z Zosią.*
    -A wychodź!"
    To teraz przeanalizujmy. Taka lekka przekomarzanka. On poczuł jakąś igiełkę, że jego kobieta wyszła na spacer z innym. Normalne. Każdy czuje to podświadomie. Bardziej, albo mniej. Ale zaraz! Jego kobieta! Jestem jego kobietą! To znaczy, że on... tak on mnie kocha! Oj... Właśnie poczułam, że po stuleciu spędzonym razem, jemu ciągle zależy! Ale to jak mu zależy, skoro mi ufa, ale trochę go to dotknęło. Ojej, Ojej! Och tak, jesteś zajebista, potrafiłaś rozkochać w sobie faceta! Ooo tak!

    Ale zaraz... Skąd wiem, że go to dotknęło?
    Odwracamy sytuację.
    "-Kochanie, dzisiaj byliśmy na piwie. A w ogóle to Aniaa...
    -Zaraz, zaraz... Ania? Jaka Ania? <-O nie, ma koleżankę, której nie kojarzę! Jak on mógł sobie jakąś poznać! To na pewno jakaś lafirydna. Ona go wyrwie. Ona mi go zabierze. To mój facet dziwko! /A teraz instynkt słabnie/. Zaraz... To tylko koleżanka. A... to spoko.
    -A taka z grupy. Był też Adam*, Czesiek* i Renata*
    -A co tam u Ciebie więcej?"

    Zależy od człowieka, ja osobiście czuję się z taką zabawą dobrze.

    *imiona dobrane losowo, dziękuję, pozdrawiam

    Trzym się em :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nadal uważam, że to, że komuś zależy można pokazać na wiele innych sposobów. Nawet w 4,5 czy 25-letnim stażu. Ale może ja się nie znam, bo w zasadzie doświadczenie moje znikome ;p

      Usuń
  5. Ja nie rozumiem fenomenu zazdrości. Wszystkim dokoła życzę dobrze i uważam, że jeśli ktoś sobie na coś zapracował, to nie ma czego zazdrościć. A dwa, nawet w związku zazdrość przejawia się w większości sytuacji niepotrzebnie, ale wielu ludzi tego nie rozumie i my tego nie zmienimy. Ja przynajmniej z tym problemów nie mam i cieszę się z tego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, ja jak widzę faceta w opiętych rurkach... zastanawiam się, gdzie ma jaja. Ale mniejsza o to.
    Wiadomo, że łatwiej ludziom zazdrościć, niż samemu wziąć się do roboty. W takim kraju niestety żyjemy, nic na to nie poradzimy. Możemy co najwyżej unikać takiego myślenia i takich ludzi.

    OdpowiedzUsuń