Jak można palić w szpitalu? Powiedzmy, że mój osobisty wstręt do tytoniu odłożę na inny wpis, bo jest się nad czym wywodzić. Ale tu, w szpitalu, na PULMONOLOGII (oddział leczenia chorób płuc - dla niewtajemniczonych) człowiek potrafi perfidnie i z premedytacją iść do łazienki i palić szluga.
Zrozumiałabym nawet, gdyby tak było w szpitalach dziecięcych, gdzie pacjentowi samemu nie wolno wytknąć nosa poza oddział - wtedy wiadomo, zakazany owoc i te sprawy, to chowa się po kątach z oknami i hoduje swojego raka.
NIE! Palą w tych łazienkach, bo im się wyjść łaskawie do ogródka nie chce. Skoro ma siłę palić, to czemu nie ma siły z tym szlugiem zjechać windą piętro niżej i nie zatruwać życia innym?
Może akurat po nim wejdzie ktoś, kto ledwo oddycha bez tlenu i już sama wyprawa do łazienki jest jak maraton po Saharze, bez wody, w samo południe?! A tu jeszcze musi oddychać tym gównem... Zgon na miejscu. I czemu? Przez papierosy na oddziale pul-mo-no-lo-gi-cznym!
A personel też ma w dupie wszystko. Stare dziadki, ledwo dychają, ale spoooko, niech idzie palić, o jednego mniej!
I takim oto optymistycznym akcentem kończę pierwsze wywody, żale i przemyślenia na tym blogu.
"Daleko od noszy, od noszy najdalej, najlepiej nie choruj, omijaj szpitale"... jeśli Ci życie człowieku miłe.
Spoko, u nas w Skierniewicach wcale nie lepiej. Na dziecięcym właśnie to młodzież potrafiła się chociaż chować na balkonie, a dorosłym dupy się nie chce ruszyć. Nie ogarniają, że niektórym to może przeszkadzać. </3
OdpowiedzUsuńKoniec świata.
Wiem, leżałam i w Skierniewicach </3 NIE POLECAM ŻADNYCH SZPITALI :(
UsuńNo nieźle. Wyślij ten tekst do ministra, niech poleży trochę w normalnym szpitalu i niech się pozaciąga. A moze lepiej do szpitalnego strażaka?
OdpowiedzUsuń